1.

Magiczne Dowcipy Weasley'ów


Ulica Pokątna w przeddzień rozpoczęcia się września zawsze jest niebywale żywa, zważywszy iż młodzi czarodzieje przygotowują się na nowy rok szkolny w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a starsi na ogół kupują przeróżne eliksiry, nowe szaty, czy też różdżki.
Sklep Weasley'ów cieszy się popularnością wśród młodych, poszukujących przygód i pomysłów na psikusy. Można tam znaleźć praktycznie wszystko – od eliksirów miłości po niebezpieczne zabawki. Każdy kto tam przychodzi musi znać jakąkolwiek twarz ze szkoły, lub z okolic. Fred i George Weasley są świetnymi biznesmenami, zawsze sprowadzają tłumy do sklepu, dlatego też nie narzekają na pustą kieszeń.
Hermiona Granger i Ginny Weasley stoją przy stoisku z eliksirami miłosnymi, śmieją się do siebie, aż w końcu dostrzegają swoją koleżankę z dormitorium. Dziewczynę ze złocistymi włosami, jak zboże, wyższą od nich o parę centymetrów, śliczną, lecz bladą z kocimi oczami bez uśmiechu. Stojąca przy ścianie, sama z książką, zainteresowana Hermiona podchodzi do niej z lekkim uśmiechem.
– Faravandel Sligor, prawda? – pyta.
– Tak, a ty to Hermiona Granger – uśmiecha się dziewczyna.
– Czemu stoisz sama? I do tego w takim miejscu – śmieje się Hermiona. – Czekasz na kogoś?
– Tak, na Neville'a. Mam mu oddać książkę, którą pożyczyłam – odpowiada Faravandel i podaje książkę Gryfonce.
Książka ma zniszczoną, szmaragdową okładkę, choć jej wnętrze wygląda jak nowe, do tego pachnie świeżym drukiem z nutką skoszonej trawy. Zainteresowanie Hermiony zwiększa się, zważywszy, że jest to książka o zielarstwie, którą od dłuższego czasu szukała. Obie dziewczyny rozmawiające o niej są przy tym uśmiechnięte, rozbawione i nieobecne dla innych. Neville zjawia się w porę z fasolkami wszystkich smaków, podjadając każdego co chwila.
– Myślałam, że już się nie pojawisz – oznajmia Faravandel i podaje mu książkę.
– Przepraszam, ale babcia...
Spuszcza wzrok na swoje stare buty, po czym bierze kolejną fasolkę do ust o smaku arbuza. Hermiona rozgląda się wokół w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Gdy odnajduje ich w towarzystwie Freda i George'a, żegna szybko swoją koleżankę, życząc jej miłej podróży do Hogwartu.
Faravandel wraz z przyjacielem, wędruje po sklepie i przegląda różne magiczne przedmioty, które mogłaby w jakiś sposób wykorzystać. Jest dziewczyną spokojną, ale potrafi zajść za skórę w obronie tego co dla niej jest priorytetem.
– Wcześniej nie widziałem cię w towarzystwie Hermiony – mówi chłopak. – Seamus byłby zdziwiony.
– Obie mamy swoich przyjaciół, Neville. Ona woli Harry'ego Pottera i Weasley'a, a ja wolę ciebie i Seamusa.
– Masz rację – mruczy. – A jak podobała ci się książka?
Faravandel trzyma w ręku czarny kamień przypominający kawałek kosmosu. Gdy orientuje się, że Neville zadał jej pytanie, otrząsa się, marszczy brwi i irracjonalnie kiwa głową.
– Jest dobra, ale znasz mnie i moją wiedzę o zielarstwie – odpowiada szybko. – Chodźmy zapłacić. Właśnie wybrałam swój prezent na rozpoczęcie szóstego roku.
Neville towarzyszy Faravandel prawie od samego początku. Poznali się na Boże Narodzenie, na drugim roku, kiedy oboje spieszyli na pociąg, jednak chłopak zapomniał o Niezapominajce, a ona biegła w jego stronę, aby mu go oddać. Od tamtego dnia postanowili na czas świąt pisać do siebie, po czym zbliżyło ich to i zaprzyjaźnili się. Faravandel szybciej łapie kontakt z chłopcami ze względu na swoje upodobania i zainteresowania.
Kolejka jest dość długa, a samo stanie trwało co najmniej dziesięć minut. Za ten czas Faravandel i Neville mogli bezproblemowo przedyskutować książkę, którą czytała. Oboje mają podzielone opinie, ponieważ Neville interesuje się zielarstwem, a ją to nuży. Woli zajęcia Obrony Przed Czarną Magią, eliksiry, a także quidditch, w której drużynie Gryfonów jest obrońcą. W pewnym momencie Neville zostaje popchnięty w kierunku Fary, która uderza głową o drewnianą półkę, tracąc równowagę i upada na stopy przyjaciela. Sprawcami okazują się być Draco Malfoy i Pensy Parkinson.
Neville podłapuje pod swoje palce ramiona Faravandel, aby móc postawić ją z powrotem na nogi. Jej oczy migoczą, dziewczyna masuje bolące miejsce i patrzy na dwójkę Ślizgonów, jak na skazańców. Oboje stanęli przed nimi, panna Parkinson śmieje się na widok Neville'a i Fary, a Draco kątem oka przygląda się dziewczynie z miną wściekłego wilka. Faravandel podnosi się ciśnienie, ponieważ bezczelnie wepchnęli się przed nich, zaś Neville mimo swojej złości stoi w milczeniu.
– Hej, nie wiem czy wiecie, ale jest kolejka – mówi głośno Fara.
– No właśnie, jest kolejka – odpowiada bezczelnie Pansy i mierzy ją wzrokiem.
Od momentu pojawienia się w Hogwarcie nie znosiły się wzajemnie, ponieważ Faravandel zawsze była lepsza od niej w nauce i w sporcie. Chociaż Pansy należy do pilnych uczniów, jednakże to Fara stała się tą lepszą.
– Byliśmy przed wami, Parkinson.
– Przepraszam – wywraca oczami. – Jednak zważywszy na to, że czarodzieje czystej krwi mają większe prawa, niż takie szlamy jak ty, czy Longbottom to nie, nie przepraszam.
– Jestem czarodziejem czystej krwi – wtrąca się Neville.
– Ale za to jakim beznadziejnym i głupim – śmieje się Draco Malfoy, którego uśmiech jest powalający. – Zadajesz się ze szlamami takimi jak Sligor, czy Granger, żeby wypaść lepiej w oczach Dumbledore'a.
– Wypraszam to sobie, Malfoy – warczy Fara. – Przynajmniej mam swoją godność i nie jestem rozpieszczonym bachorem, mająca rodziców wariatów.
– Przynajmniej nie mam matki mugolki i nie zadaję się z idiotami – spluwa dziewczynie na buty, po czym odwraca się napięcie.
Faravandel nie wierzy własnym uszom. Patrzy z niedowierzaniem na Neville'a, stawia czarny kamyk na półkę, o którą się uderzyła, żeby móc wyjść ze sklepu bez czekania i słuchania obelg ze strony Ślizgona. Wychodzi na Ulicę Pokątną 93 i opiera się o mur, aby złość przeszła jej wszelkimi stronami. Zezłoszczona i obrażona, obserwuje sklep Ollivandera, w którym jak każdy jedenastolatek kupiła swoją pierwszą różdżkę. Jej różdżka należała do wyjątkowych, wyglądem przypomina różdżkę Hermiony, lecz jej rączka jest w kształcie róży, trochę wygięta. Zawsze trzyma ją w kieszeni, używając zaklęcia zmniejszającego.
Podchodzi do niej Neville bardzo spokojnie, bo wie, że gdy jest zła lepiej jej nie denerwować. Ostatnim razem, gdy ją zdenerwował potraktowała go zaklęciem Silencio na prawie trzy doby. Dlatego woli trzymać się z boku i dać jej wyżyć się na kimś innym niż on. Faravandel wyczuwa, że chłopak z doświadczenia waha się ją pocieszyć, dlatego też patrzy na niego, wywracając oczami. Łapie go za nadgarstek, aby się uspokoił, po czym przemyca jego złość na siebie. Neville uśmiecha się delikatnie, jego kąciki ust drgają z niepewności, aż w końcu decydują się pójść do Dziurawego Kotła, żeby napić się kremowego piwa i być z dala od wrednych Ślizgonów. Rozejrzawszy się dookoła, widzą czarodziejów w średnim wieku, wśród nich znajduje się profesor Slughorn, który rozmawia z Tomem. Fara zna Slughorna, ponieważ jest starym kolegą Dumbledore'a i niegdyś uczył eliksirów, tak jak będzie uczył w tym roku. Slughorn uczył jej rodziców, a ulubieńcem stał się ojciec, ponieważ chłonął wszystko zbyt szybko od małego i lubił eksperymentować. Praca w Departamencie Tajemnic według Fary w ogóle do niego nie pasowała.
Faravandel siada w kącie pod obrazem jednorożca, bo Neville postanowił zapłacić za nich obojga. Widzi go obok Horacego i Toma przyjmującego zamówienie i sykle. Slughorn podaje mu dwie karteczki papieru i skina głową w kierunku Fary. Zmieszana dziewczyna nawet nie odpowiada tylko uśmiecha się skromnie, by ukryć go zaraz w ciemnościach. Neville wreszcie idzie z dwoma ciepłymi piwami kremowymi do stolika, przy czym chowa pod kufel karteczkę. Zainteresowana dziewczyna chwyta do ręki papier i odczytuje.

Droga Faravandel Sligor
Z racji, iż twojego ojca pamiętam najbardziej z całej grupy, a jesteś do niego bardzo podobna, liczę, że zjawisz się w moim gabinecie w Hogwarcie wraz z innymi uczniami, których chcę poznać.
Z wyrazami szacunku,
H. E. F. Slughorn.

Marszczy czoło, dziwiąc się, że Slughorn mógłby ją znać, chociażby dlatego, że uczył jej ojca eliksirów. Neville również jest zdziwiony, ale dumny, że zainteresował się nim właśnie on. Doskwiera im obojgu niepokój, lecz ignorują to, podczas picia kremowego piwa.
– Śpię dzisiaj w Dziurawym Kotle – informuje Faravandel.
– Dlaczego? – dziwi się jeszcze bardziej Neville.
– Moi rodzice rano odstawili mnie na Pokątną, bo jechali do Ministerstwa i nie wrócą na noc do domu, a ze względu na moje „bezpieczeństwo” nie zostawią w domu samą.
– Ciągle coś się dzieje. Lucjusz Malfoy wylądował w Azkabanie, „Prorok Codzienny” szaleje plotkami, a Hogwart zbroi się jak na wojnę – mruczy.
– Słynny tatuś Dracona jest w Azkabanie?
Oczy dziewczyny rozszerzają się z szoku, którego doznaje. Głos unosi się, lecz Neville stara się ją uciszyć. Dopijają ostatnie łyki kremowego piwa, by potem ponownie zacząć rozmowę. Niestety późna godzina doprowadza ich do rozstania, zważywszy na to, iż Neville zdążył umówić się na powrót do domu z Luną i jej ojcem. Faravandel zostaje ponownie sama w Dziurawym Kotle i rozglądnąwszy się wokół pubu, bierze klucz do pokoju na górze i wędruje do środka. Pachnie tam popiołem, odchodami szczurów i eliksirami. Nielubiąca zimna, rozpala ogień zaklęciem Incendio w kominku i wyciąga ze swojej skórzanej walizki z inicjałami F.J.S dużą koszulkę z nadrukiem, oraz szare, wełniane dresy. Mija niepełna godzina, żeby na dworze stało się ponuro, ciemno i niebezpiecznie. To jest drugi raz odkąd rodzice kazali jej nocować w Dziurawym Kotle, a Fara tego nie znosi, ponieważ dręczą ją zapachy z dołu i śmierdzący czarodzieje niedbający o higienę osobistą. Mieszka na przedmieściach Londynu, bo gdzie indziej wydaje się źle. Sąsiedzi mają różny stosunek do rodziny, ponieważ ich zwyczaje różnią się od normalnych mugoli, a dzieci nigdy nie przepadały za charakterem Fary. Nic dziwnego, gdyż gdzie się pojawi tam musi się coś zadziać. Zaś ona nigdy nie zważa na to, bo nie widzi sensu.
O godzinie dziewiątej budzi ją sprzątaczka, która po wejściu zauważa porządek, lecz nieprzyjemnych zapachów musi się pozbyć mimo wszystko. Zrobiwszy to co trzeba, Faravandel schodzi na dół z walizką i oddaje klucz. Na dworze bywa chłodnawo jak dzisiaj, więc obowiązkowo zakłada krótki kożuch. Żegna panią Daisy Dodderidge, która życzy Farze wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym, po czym wraca do swoich obowiązków.
King's Cross o godzinie dziesiątej cieszy się tłumem mugoli i czarodziejów spieszących na pociąg. Ekspres Hogwart od dziesiątej trzydzieści czekał na uczniów, a Fara zawsze znajduje wolny przedział, czekając na Neville'a i Seamusa. Tym razem na peronie między dziewiątym i dziesiątym spotyka Harry'ego i Rona, którzy po raz pierwszy są szybciej niż zwykle.
– O, Fara, cześć – uśmiecha się Harry, a jego oczy migoczą.
Dziewczyna skina w ich stronę głową.
– Hej, co was tak pospieszyło o godzinie dziesiątej na King's Cross? Czekacie na kogoś? – pyta.
– Na Ginny i Hermionę – wywraca oczami Ron, a jego ruda grzywa opada na twarz. – Są w toalecie i czekamy jak jakieś kołki na cud.
Harry szturcha go w ramię.
– Idą już – mówi. – Siadasz z nami w przedziale?
– Nie, ponieważ siedzę z Nevillem i Seamusem – oznajmia Faravandel, a na widok rudych koleżanek z dormitorium kiwa głową na powitanie. – Do zobaczenia w Hogwarcie.
Jako pierwsza ląduje na peronie dziewiątym i trzy czwarte, gdzie stoją i rozmawiają Draco z matką. Wzrok chłopaka ląduje na Farę, aby przyjrzeć się jej uważnie. Zdziwiony tym, że na mały spadek temperatury ubrała kożuch wydaje się dla niego śmieszny, ale musi przyznać, że do twarzy w jej w jasnokremowym kolorze. Zza jej pleców wyłaniają się rodzice, więc odwraca z powrotem wzrok na swą matkę mająca minę zbitego psa.
– Fara! – woła matka i łapie ją za ramiona. – Wszystko w porządku? Martwiliśmy się.
– Tak, w jak należytym – mruczy, po czym odwraca głowę ku Draconowi, którego przyłapuje na przyglądaniu.
Draco po raz trzeci żegnając się z mamą, wsiada do pociągu. Faravandel uśmiecha się do ojca. Jest poważny, a na twarzy ma kilka zmarszczek i ładnie zadbaną brodę wokół ust.
– Twoje rzeczy są już w Hogwarcie, tak jak mówiliśmy wcześniej – wzdycha. – Dumbledore o to zadbał.
Dziewczyna wywraca oczami.
– On o wszystko zadba. – Faravandel ponownie posyła uśmiech. – Teraz wybaczcie, lecę do pociągu. Trzeba zająć miejsce nim reszta się zjawi.
– Mam nadzieję, że masz pieniądze na drogę – mówi wyniosłym tonem kobieta.
Faravandel kiwa głową, aby wreszcie mogła ją puścić. Gdy ten moment nadchodzi, na peronie pojawiają się Weasley'owie, Potter wraz z Luną Lovegood i Nevillem. Fara żegna swoich rodziców krótkim uściskiem ramion i wsiada do pociągu bez czekania na przyjaciela, który tak czy siak później by do niej dołączył. Wsiadłszy do środka, słyszy głos Dracona; staje się bardziej wyrazisty, jakby zbliżał się w jej stronę. Draco myśląc, że to Blaise podchodzi bez patrzenia i woła coś w stylu: „Ty głąbie”. Fara zakłada ręce na piersi, patrzy wnikliwie na białe, ulizane do tyłu włosy chłopaka, po czym próbuje uniknąć konfrontacji z nim. W końcu Draco orientuje się, że trafił na złą osobę. Serce bije mu dwa razy mocniej, ponieważ złowrogi wzrok dziewczyny przytłacza go. Dyskomfort jaki czuje w tym momencie doprowadza do tego, że marszczy nos, zmienia wyraz twarzy na mściwy, po chwili odwraca się i odchodzi do swojego przydziału. Przy okazji mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem. Zajmuje pierwszy lepszy przydział, aby w końcu usiąść, ponieważ przez całą drogę jechała mugolskim autobusem i musiała stać ze względu na jęczące staruszki. Usiadłszy na miejsce, nagle robi się tłok ze względu na uczniów czwartego, piątego i szóstego roku. Neville i Luna widząc Farę, wsiadają do przydziału i zajmują miejsca.
– Witaj, Faro, bardzo ładny kożuch – zaczyna Luna i uśmiecha się niewinnie.
Faravandel przypomina sobie, że ma na sobie gruby, krótki kożuch, którego zapomniała ściągnąć przed wejściem do pociągu. Ściąga go, a do przydziału wchodzi Seamus.
– Ej, Sligor, szaty ubieramy na koniec podróży – śmieje się Seamus.
– Ach, zamknij się, Finnigan – spluwa w jego stronę Fara. – Ten Malfoy działa mi na nerwy.
– Co ci znowu zrobił? – pyta Neville.
– Po prostu mi działa na nerwy, okay? – unosi brwi. – Naprawdę go nie znoszę.
– Tak jak każdy z nas – prycha Seamus i siada obok chłopaka. – Słyszałem od Neville'a, że sam Horacy Slughorn zaprosił was na herbatkę.
– I Pottera, Malfoya, Granger, Ginny Weasley, Blaise'a, McLaggena... – Neville wypowiadając ostatnie nazwisko zebrało mu się na wymioty.
– McLaggen? A po co on tam? – marszczy brwi Faravandel.
– Jego wujek to szycha – mruczy Neville.
– Co jest Neville? Gnębiwtryski? – pyta troskliwie Luna.
Neville wzrusza ramionami i patrzy w oczy białowłosej dziewczynie. Luna wyciąga swoją różdżkę spod ucha, po czym wymachuje nią szybkim ruchem. W jednej sekundzie kożuch Fary zaczyna sam się układać, dryfując w powietrzu, żeby na sam koniec ułożyć na półeczce. Faravandel uśmiecha się wdzięcznie do Luny.
– Dziękuję.
– Drobiazg. Z tego co wiem, mugole zawsze składają kożuchy w taki sposób, ponieważ łatwo się gniotą – oznajmia dziewczyna i chowa z powrotem różdżkę. – Powinnaś to wiedzieć, bo mieszkasz razem z nimi.
Faravandel śmieje się. Do przydziału wprasza się również siostra Rona. Za pozwoleniem gromadki przyjaciół, siada obok Fary. Dziewczyna wie, że Ginny jest z Deanem Thomasem, którego osobiście nie lubi ze względu na jego dziwny charakter. Na twarzy Ginny powstają rumieńce, twarz jej blednieje, a ręce się pocą. Musi być zdenerwowana.
– Coś się stało, Ginny? – pyta Seamus.
– Źle wyglądasz – mówi Luna. – Albo to wina gnębiwtrysków, albo pokłóciłaś się z Deanem Thomasem.
Ginny nie odpowiada, milczy jak zaklęta i tylko patrzy na twarze swoich przyjaciół. Nie przeczy, ale też nie potwierdza tego, że tak właśnie jest. Faravandel to nie rusza i przez całą drogę do Hogwartu patrzy przez okno na dziki krajobraz, który jest jedyną rzeczą na jaką ją stać. Czuję, że to będzie długa podróż, mówi w głowie dziewczyna i zsuwa się na bok.
Draco idzie w stronę wózka z przysmakami, bo obiecał Pansy kupić jej czekoladową żabę i ciastka maślane. Natrafia na Lunę, która jak zwykle ma na twarzy półuśmiech, tak jakby była czymś totalnie zamyślona. Patrzy na nią kątem oka i opiera się o szybę, ponieważ musi poczekać na swoją kolej. Luna kupiwszy to co chciała, bierze kopie sterty magazynów o tytule „Żongler” i wędruje po wagonach. W jednej chwili powstaje tłok, a Malfoy zostaje wypchnięty do przydziału Faravandel, Neville'a i Seamusa. Patrzą na niego sceptycznie, jak na nieproszonego gościa, bądź pasażera na gapę. Wzrok Dracona kieruje się na o rok starszego Puchacza i stara się, aby trafił go za to piorun. Otrzepał swoją koszulę, jakby właśnie została pobrudzona brudną krwią jakiejś szlamy. W końcu i trafia jego kolej.
– Co podać?
– Poproszę czekoladową żabę i ciastka maślane – mówi niskim głosem.
– O, jednak potrafisz poprosić – komentuje z tyłu Ginny Weasley. – Ciekawe jak szkoła na to zareaguje.
Odwraca się i dostrzega śmiejących się Gryfonów, która jedna z nich słodko przysypia, oparłszy się o bordową zasłonę. Potem jego wzrok ląduje na siostrze Rona.
– A wy rudzi nie macie za grosz kultury, dlatego pchacie się tam gdzie was nie chcą. Więc lepiej zamknij jadaczkę i zajmij się swoimi piegami na nosie, Weasley – spluwa na nią i patrzy z wyższością na nie.
Wtem wstaje Seamus niezadowolony tym co Draco przed chwilą powiedział.
Hej, zapomniałeś, że to dziewczyna i nieładnie się tak do niej zwracać – warczy. – Lepiej wracaj do Parkinson, ciekaw jestem jak zareaguje na wieść, że POPROSIŁEŚ, a nie ZAŻĄDAŁEŚ.
Neville śmieje się cicho.
– Seamus usiądź na dupie – mruczy rozbudzona Faravandel. Nie jest zachwycona tym, że Ślizgon zawitał w przydziale.
Draco bez dodatkowego słowa wychodzi z przedziału i zamyka za sobą drzwi. Seamus siada spokojnie na swoje miejsce i patrzy na Farę bardzo wnikliwie; z czystym zdziwieniem, bo po raz pierwszy zwróciła uwagę jemu, a nie Ślizgonowi, który wtargnął w progi przedziału. Nic nie mówi, nawet nie jest w stanie pisnąć, bo zna charakter dziewczyny. W jej sercu kryje się potwór, tak jak to twierdzi Neville i Luna.
Cicha woda brzegi rwie...
– Co tak długo? – pyta Pansy zezłoszczona i zniecierpliwiona. – Myślałam, że zdobycie tego zajmie ci chwilę.
– Alfer, ten gamoń z Hufflepuffu wepchnął mnie do przedziału Longbottoma i tej Sligor – odpowiada opryskliwie i rzuca w nią ciastkami, po czym siada obok Goyle'a i rozkłada ręce przed siebie.
– Musiało tam nieźle cuchnąć mugolami – parska śmiechem dziewczyna.
Draco bierze głęboki oddech i spuszcza wzrok na swoje buty. Szczerze powiedziawszy pachniało tam kokosem z nutką mięty, a to połączenie naprawdę mu się podoba.
– Nawet nie wiesz jak – uśmiecha się zawadiacko, a Crabbe wybucha gromkim śmiechem.

Osobiście zaintrygowało go to, że panna Sligor zwróciła uwagę Seamusowi, zamiast jemu. Myśli o tym zajściu do momentu, aż Zabini zaczyna opowiadać ciekawą historyjkę z wakacji. Przesłodki śmiech Pansy doprowadza go do odruchów wymiotnych, bo wie, że próbuje zwrócić jego uwagę, lecz w głowie ma i wyłącznie spokojny sen Faravandel, który mógłby oglądać codziennie byleby starać się nie myśleć o swoim ojcu i śmierciożercach.